Roman z Warszawy
Roman z Warszawy
Ten chwytliwy tytuł to moje określeniu archetypu absolutnie anonimowego przedstawiciela forów internetowych, który niczym profesorowie (naj)wyższych uczelni posiadł ogromną wiedzę teoretyczną w jakiejś dziedzinie. W tym przypadku w zakresie kolarstwa, ochoczo dzieląc się nią wszem i wobec. Felieton ten traktować będzie o podejściu do naszej pasji od du*y strony.
Najpierw była iskra
Każdy i każda z nas zaczęli przygodę z kolarstwem na swój sposób. Jesteśmy ludźmi z pasją i to jest piękne, bo stoi za tym milion wspaniałych historii, pomnożone przez tysiące wydarzeń, które zakorzeniły w naszych sercach rower. Ja zacząłem od oglądania wyścigów etapowych do półdrzemki, robionej po powrocie z lekcji w technikum, kogoś zaraził ojciec, a ktoś inny naoglądał się Schurtera czy Sagana i chciał być jak oni. Kiedyś ta iskierka zapaliła się w sercach i w wielu przypadkach trwa do dzisiaj jako stabilny, ciepły ogień podporządkowujący wiele ważnych aspektów z naszego życia. Dzisiaj planując wakacje szukamy miejsc, gdzie wyjdzie jak najwięcej przewyższenia, a kupując samochód zastanawiamy się ile zmieścimy w nim rowerów. Znam sytuacje, w których ktoś napisał pracę inżynierską z redukcji masy rowerów pod kątem wyścigów kolarskich, albo jadąc do ślubu był odprowadzany przez peleton przyjaciół na rowerach szosowych. Jedni emanują pasją tatuując sobie odpowiednie grafiki, a drudzy jeżdżą tysiące kilometrów, żeby zobaczyć na żywo Giro d'Italia i pozbierać parę bidonów od zawodowców. I to w posiadaniu pasji jest piękne - uzyskując ją, stajesz się kimś. Budujesz charakter, poznajesz wartościowych ludzi, trafiasz na niecodzienne sytuacje, które opowiesz potem przy grillu albo zobaczysz miejsca w świecie tak piękne, że kolejnymi latami będą przypominać Ci się w snach. Ale to jest ta pozytywna strona, a jak wiadomo gdzie duża pasja, tam dużo pola do interpretacji i nadinterpretacji.
Potem ktoś wymyślił fora internetowe
O ile geneza powstania for tematycznych ciągnie za sobą piękną, pełną pasji, wiedzy i pokory historię, tak z biegiem czasu ta ostatnia została gdzieś zatracona. Fora internetowe służyły do wymiany wiedzy, tworzenia poradników obsługi sprzętu, tworzyły zajawioną tematem społeczność i ogólnie kojarzone były z pomocną przestrzenią w wirtualnym świecie. Dzisiaj jednak, gdy ludzie spieniężyli każdy aspekt swojego życia i, co gorsza, są w stanie w takim świecie funkcjonować, zatracił się pewien ważny pierwiastek wiedzy wyspecjalizowanej - podciąganie i zainteresowanie laika. Dzisiaj żyjemy w świecie do przesady rządzonym pieniądzem. Nie twierdzę, że kiedyś tak nie było, ale ludzie byli bardziej sprawczy, gdy ktoś im wciskał kit, żeby coś sprzedać. Kiedy poszła fama, że ktoś jest dziad i naciągacz, to dziadowi naciągaczowi było trudniej dziadować i naciągać. Teraz mamy do czynienia z bronią zatrważająco skuteczną i doprowadzoną do perfekcji. Mam na myśli psychologię sprzedaży i psychologię tłumu. Pomijam aspekt, że na świecie jest coraz więcej ludzi zagubionych i chorych, którzy potrzebują pomocy na już, a jej nie dostaną, gdy w tym samym czasie stada psychologów sprzedaży debatują jak wcisnąć jeden syf marki "x" więcej na sto klientów. I pomijam również, że widać co się bardziej opłaca. Pamiętacie czasy, gdy słowo 'opłacać' niekoniecznie świadczyło tylko o względzie finansowym? Ja tak i tęsknię. Powyższe zjawisko przekłada się na fora tematyczne w sposób, który jest abominacją wielkiej wiedzy - ludzie coraz częściej bronią produktów sloganami marketingowymi, które akurat dla nich brzmiały najbardziej atrakcyjnie. I właśnie te "przekupione" zdania spowodowały, że nie chce się nam już słuchać specjalistów z for. Delikwent nie ma do powiedzenia nic co ocieka sensem, a mówi to co już czytaliśmy w prospektach producentów - technologia IsoProGlide+ Di2 w stringach do jazdy na szosie w dni parzyste, gdy nie pada, o zmniejszonym tarciu i z kieszenią na żel energetyczny wcale nie jest lepsza od starych dobrych wełnianych majtek. A tutaj jeszcze każą jeździć bez... Właśnie takiego nonsensu słuchając, odwracamy się od forów, bo trafiamy tam na zbyt duże skrajności. Pojęcie specjalisty zostaje zaburzone, ponieważ wrodzony miernik słuchania głupot w naszych uszach (bullshitometer) wskazuje, że często mamy do czynienia z kimś kto nie wiedział, a nauczył się na pamięć ulotki sprzedawcy. Mi osobiście brakuje po prostu zdrowego rozsądku w tym co czasem przeczytam albo usłyszę, co prowadzi do mimowolnego wycofania z tematu. Sam jestem zwolennikiem hamulców szczękowych w rowerach szosowych, ponieważ zapewniają dużo lepszą modulację niż tarczowe. Rzucając to zdanie w towarzystwie doprowadzam do wzięcia co najmniej kilku głębszych oddechów u rozmówców. Obrażam postęp, ale jak to, przecież szczęki to przeżytek. Nikt nie zapytał po prostu "Dlaczego?". Prawdą jest, że modulacja, która była argumentem za wprowadzeniem tarcz do powszechnego użytku w rowerach szosowych jest jej wadą, a nie zaletą - ciężko wyczuć siłę, która jest potrzebna do zerwania przyczepności pomiędzy oponą, a asfaltem. No i tyle - mi to nie pasuje, to jest moje zdanie, wynikłe z mojego doświadczenia i wyczucia roweru i sytuacji, w których ja się znalazłem. Niestety właśnie przez slogany typu postęp, (fałszywa) lepsza modulacja, mniejsze zmęczenie użytkownika (jeździłem "na szczękach" w okolicach Col de Turini, gdzie zjazdy potrafią mieć dwadzieścia kilometrów - nie pamiętam abym w którejkolwiek chwili pomyślał "O nie! Bolą mnie ręce, cudownie byłoby mieć wydajniejsze hamulce tarczowe o lepszej modulacji, które poprawią mi komfort."), mamy do czynienia z ostracyzmem wobec ludzi, którzy chcą mieć swoje zdanie ale nie zamierzają go forsować. Wygrywa głośniejszy. To marketingowcy też wiedzą. Ale o co chodzi z tym Romanem z Warszawy? Otóż wielu z nas, próbując w nieodpowiednim towarzystwie rowerowym poruszyć tematy trochę bardziej wysilające pozostałości klepek, które schowały się pod kaskiem, zmierzyć się musiał kiedyś z kimś przekonanym o swojej nieomylności i o uniwersalności jego stwierdzeń. Czy to na żywo, czy to w Internecie. Jego producent, jego roweru produkuje najlepsze rozwiązania, a bez lampek radarowych to już nie można wyjeżdżać na ulice, bo jest się niebezpiecznym piratem drogowym.
Trochę się nam tekst pokręcił, więc czas aby go zebrać go w konkret. W gąszczu informacji, które zalewają nasze twarde dyski schowane pod czapką, mamy problem z wybraniem tych najbardziej nas interesujących, ponieważ przestrzeń informacyjna wokół nas jest zaśmiecona i przepełniona, w związku z czym rzadko kiedy dajemy szansę wartościowym informacjom. Spowodowane to jest również faktem, że część przekazu jest naprawdę niskiej jakości. Ciężko trafić na bezstronnych przedstawicieli medialnych, którzy nie są powiązani z poszczególnymi markami z branży. Dodatkowo trafiamy na jednostki, które niestety dają się przekonać sloganom producentów. Zatem komu ufać?
Właściwie to... sobie
Tak, w natłoku czynników zewnętrznych zapominamy o tym co było siłą napędową wielu specjalistów. Własne doświadczenie, budowane mozolnie latami prób i błędów. Wybieranie różnych ścieżek, zepsucie kilku rzeczy, poszukiwanie optimum sprawdzającego się w naszym, konkretnym przypadku. Na świecie jest niewielu takich guru, których warto posłuchać, ale ci których znamy mają jeden pierwiastek. Wychowali się w swoich garażach/warsztatach/lasach popełniając tysiące błędów, wyciągając tyle samo wniosków usprawniając swój rower, technikę etc. Zauważcie ile w nich bywa pokory jeśli chodzi o wiedzę. Nie zapytani nie odezwą się. Przeciwieństwo Romana z Warszawy. Wydaje mi się, że ludzie właśnie teraz za szybko chcą mieć wszystko dostępne od ręki. Konsumpcjonizm ich tego nauczył. Rower już na starcie musi prezentować w tabeli osiągi rakiety, bo tym tańszym nie można się pokazać. I w ogóle iść w towarzystwo nie wypada, nie znając podstawowych pojęć. No to gdzie człowiek o takim myśleniu trafi? Na jakieś forum, na którym nikt nie bierze odpowiedzialności za to co się tam przeczyta. A może dajmy sobie szansę nie wiedzieć? Przyznajmy się do niewiedzy, zróbmy trochę tych kilometrów na drodze. Wyciągnijmy wnioski. Zróżnicujmy źródła pozyskanej wiedzy. Sam pamiętam tą słodką, niesamowicie satysfakcjonującą ścieżkę od wisipora w za dużych ciuchach i kasku na kapturze pojawiającego się na zapomnianej już serii Czasówka Jakich Mało, organizowanej kameralnie, od święta, z biurem zawodów w bagażniku srebrnego audi, do pierwszego zwycięstwa w wyścigu amatorów w XCO. Jakie to było piękne przeszło dziesięć lat poznawania kolarstwa. Od łapania dętki na wygwizdowie bez możliwości wezwania samochodu technicznego, przez chowanie zepsutego seicento w krzakach, żeby dotrzeć na czas na wyścig, aż do pierwszej czterdziestki OPEN Klasyku Beskidzkiego.
Nie bądź jak Roman
Każdy i każda z nas, zajawieńców ma takie wspomnienia. Musieliśmy dać sobie być nierozgarniętymi i w tym nierozgarnięciu przesiedzieć jakiś czas, aby stanąć tam gdzie jesteśmy. I to ta droga świadczy o wartości człowieka. To ona buduje pokorę i naturalną aurę godną ciekawości od innych ludzi. Jeśli jesteś na początku przygody z rowerem, to mam dla Ciebie radę, której nie znajdziesz na forum - próbuj sam bądź sama, nie opieraj się na innych, chociaż pokornie ich słuchaj. Zrozum, że ich sytuacja może być inna niż Twoja i inne czynniki mogą zadziałać w Twoim przypadku. I przede wszystkim zacznij na czymkolwiek. Niech to będzie szosa za dwa tysiące złotych kupiona na jakimś portalu aukcyjnym. Nie patrz na tych gości w lycrach, na rowerach za równowartość samochodu z salonu i ciuchach za średnią krajową wypłatę, wygolonych brzytwą i posiadających zdecydowanie zbyt uwydatnione niż potrzeba żyły na nogach. Prawdopodobnie nie będziesz mieć nigdy takich fantów jak oni i wcale nie musisz mieć. Za to objechanie takiego na wyścigu, mając Shimano Clarisa i buty na rzepy smakuje niesamowicie. No ale my tu o pokorze - a ona przyjdzie z czasem i wtedy spokojnie dorobisz się swojego pierwszego karbonowego roweru, pierwszych wpinanych butów. Nie sprzęt, a Twoja historia czynią Cię wartościowym człowiekiem. Nie pokazówka, popisy i ustawki, a mozolna praca i chęć nauki. Na początku daj sobie być laikiem i nie zadzieraj nosa, a kolarstwo otworzy się przed Tobą najpiękniejszą stroną.
Komentarze
Prześlij komentarz